-
Klasyka lata – gofry tradycyjne i bezglutenowe
Co jak co, ale każdy szanujący się polski deptak przy plaży musi mieć swoją budkę z goframi. Gofry to klasyka gatunku, tego letniego i czyste ‘must have’, dorównujące nawet ociekającej tłuszczem rybie smażonej w tygodniowym oleju. Nie, żebym się nabijała z polskiej miłości do gofrów, czy smażonych ryb, bo sama je lubię i faktycznie kojarzą mi się z wakacyjnym pobytem nad morzem. Lubię, choć fanem nr1 nie jestem i mieć tego nie muszę. Po prostu. Taki człowiek. Gdy kilka dni temu moja przyjaciółka zapowiedziała się, że wpadnie do mnie zrobić gofry, to w pierwszej chwili byłam lekko sceptyczna. Yyyyyy gofry? No ale ok. Istotniejsze było dla mnie to,…
-
Leniwy ranek na balkonie – błogo mi
Pachnie już latem i wakacjami. Oj pachnie zdecydowanie. Ciepłe powietrze, promienie słońca, lekki wiaterek i niezmarznięte, a wręcz ciepłe nóżki. Zapach truskawek, mrożonej kawy i koktajli owocowych. Pierwsze ogórki i mizeria do obiadu. Pranie suszone wiatrem i błogi odpoczynek. Nie pamiętam takiego stanu od dzieciństwa. Nawet nastoletni okres miałam okraszony prowadzeniem domu na końcu świata, rzucaniem okiem na młodszego brata. A teraz mam luz. Taki totalny. Fakt, że podyktowany rekonwalescencją i nie jest to totalny relaks, w czasie którego robię co dusza zapragnie. Niemniej jest mi dobrze i błogo. Tak, słowo błogo obrazuje mój stan idealnie. Wreszcie czuję iż nic nie muszę i że nikt nic ode mnie nie…
-
Czerwcowe, już domowe, przyjemności
Czuję, że wracam do żywych. Tak naprawdę to czuję. Każdy dzień budzę się z większą ilością siły, energii oraz chęci do tego, by działać. Już od kilku dni głowa woła “chce mi się”, ale ciało spowalnia “nie tak szybko moja droga”. Deszczowy maj nie był moim najszczęśliwszym miesiącem w tym roku, ale to co zafundował mi czerwiec, nie przyszło mi do głowy w najgorszych koszmarach. Na sam, samiuteńki początek, tak jakby dla hecy, bo w dniu dziecka, wróciłam z hukiem do szpitala. Powikłania pooperacyjne. I znowu pytanie ‘dlaczego ja?’. I znowu ta sama odpowiedź – “a dlaczego nie?”. Czym jest szczęście znalezienia się w zaledwie kilku procentach powikłań, po…
-
Majowe wyobrażenia
Moje majowe wyobrażenia to piknik na zielonej łące, pod wielkim dębem chroniącym przed pierwszymi mocnymi promieniami słońca. To zwiewna sukienka i pierwsze odsłonięcie pomalowanych paznokci u stóp. Perlisty śmiech i uczucie błogiego relaksu. Lemoniada cytrynowa z kostkami lodu. Truskawki w czekoladzie, a do nich wytrawne Prosecco. Przyjaciele – cały ich tabun. I cały dzień do dyspozycji. Póki co to z powyższych mogę mieć do dyspozycji niezawodnych przyjaciół i cały dzień do dyspozycji, ale zakładając iż akurat mamy weekend. Truskawki w czekoladzie i Prosecco również mogę sobie wymocić, ale niestety z resztą będzie troszkę gorzej… Ale marzyć, wyobrażać sobie nikt nie zabroni. Snuć i planować idealnego majowego pikniku również……
-
Na przekór pogodzie – lekki i wiosenny talerz – zielone szparagi, rabarbar i klasycznie – truskawki
Chcę czuć wiosnę pełną parą. Pełną parą i pełną gębą. To, że truskawki to dla mnie kwintesencja wiosny, wszyscy mi bliscy już dawno wiedzą. I również w tym roku trzymam fason i tradycję podtrzymuję. Było już owsiane crumble z truskawkami, mus truskawkowy, krem truskawkowy i ciacho. Truskawkowe rzecz jasna. Były truskawki saute i na ciepło. Jedyny ich tegoroczny minus, to cena podyktowana pogodą. No niestety, ale deszcz i chłód truskawkom nie sprzyjają. Po napchaniu brzuszka darami Hiszpanii, rozochociłam go na smaki i smaczki. Mimo iż minął już miesiąc od powrotu, to smaczki za mną chodzą. Padło na te, które latami mijałam szerokim łukiem. Szparagi i rabarbar. Tych pierwszych, wstyd się…
-
Deszczowa majówka
Po zeszłorocznej majówce i pięknej wiośnie, oczami wyobraźni widziałam jak tegoroczną spędzam, jeśli nie w krótkich spodenkach, to w cienkich lnianych spodniach i lekkiej koszulce. Spędzam ją wśród soczystej zieleni, pod błękitnym niebem, wystawiając dzióbek do słońca. Tak… i to by było na tyle, jeśli chodzi o moje egoistyczne chciejstwo. W tym roku była deszczowa majówka. Po kilku dniach całkiem przyjemnej pogody, maj zaskoczył chłodem, deszczem i zimnem. O ile jeszcze pierwszy maja był względnie ciepły i przyjemny, tak te następne dni były coraz zimniejsze, coraz bardziej ponure i deszczowe. Pomimo to cieszę się, że prognozy nie sprawdziły się w 100%, bo miało być znacznie gorzej. Tak oto…
-
Czym wiosna mi w tym roku pachnie…
Wiosna, wiosna ach to ty… wyczekana, wytuptana. Wyglądam sobie zza okno i tak mi dobrze, mimo iż w szarym – burym biurze jeszcze siedzę. Za oknem tak słonecznie, tak radośnie, tak pozytywnie. Tak wiosennie. I mimo, że nadal marznę, bo ciepełko jeszcze nie to, to zrzucone kurtki i płaszcze, są najlepszym dowodem, iż wiosna już tu jest. Wiosna pachnie na całego! Kilku wiosennych zmian się już doczekałam, kilka sama wprowadziłam, ale na niektóre jeszcze muszę poczekać… * gorąca woda, bez dodatków Od jakiego czasu popijam przez cały dzień bardzo ciepłą wodę. Prawie gorącą. Dzięki temu “zabiegowi” jest mi zdecydowanie cieplej, szczególnie w pracy, w której niestety jest chłodno i…
-
Moja Hiszpania, moje Alicante. “Hola” i “mañana” i wszystko w temacie!
“Hola” i “mañana” to słowa definiujące Hiszpanów w 100%. I nie ma tutaj nic ze złośliwości, czy uszczypliwości. Oni tacy są i to jest fajne. Ja w nich to lubię! Przede wszystkim wszyscy witają się wesołym “hola” (czyt. “ola”), które znaczy “cześć”. Tradycyjnego dla nas “dzień dobry” nie używa się poza sytuacjami formalnymi, a tych na wakacjach nie uświadczyłam. I dobrze. Drugie słowo kojarzące mi się z Hiszpanią to “mañana” oznaczające “jutro”. Idealnie obrazuje podejście do życia w tym kraju. Wszystko jest spokojne, bez pośpiechu, do perfekcji, ideału i wszystkiego pod kreskę jest im daleko. I to jest w nich fajne, bo mimo iż wszędzie krzywo i nierówno (inżynier…
-
Szanowna Czarna Porzeczka
Latami była przez mnie wzgardzana. Latami nie lubiana. Z pamięci wyrzucona i nie dopuszczana nawet na chwilę, gdy krzaki porzeczki uginały się pod ciężarem jej owoców. Babcia z dziadkiem wielokrotnie powtarzali mi, kilkuletniemu brzdącowi, że to jedno z najbardziej wartościowych owoców w ogrodzie. Ale gdzie tam. W głowie były mi tylko truskawki, maliny, czereśnie i ewentualnie pojawiające się coraz częściej na sklepowych półkach banany. Czerwona porzeczka? Phi!!! Słodycz ujarzmiona kwaskowatością była nie w smak moim dziecięcym kubkom smakowym. Podobnie miały mi lata późniejsze i te już całkiem dorosłe. Czarna porzeczka była be. Lata minęły, a szanowna czerwona porzeczka wkradła się na kuchenny blat na Wiśniowej całkiem niepostrzeżenie. Przybyła…
-
Nudziaki, czyli o garderobianych beżach…
Każdy kto mnie zna, wie iż uwielbiam wszelkiego rodzaju beże. Coraz mocniej odnajduje się w tym kolorze, który jest świetną bazą do stylizacji wszelakich. Podobnym kolorem bazowym może być biel, czerń lub granat, czy szarość. Wszystko w zależności czy lubujemy się w podstawie jasnej czy ciemnej. Prócz miłości do małych czarnych, o których zaletach wie każda z nas, preferuję jasne kolory. Biel jest świetna, niemniej mi nie pasuje i jej surowość podkreśla tylko bladą cerę i wory pod oczami. Inna sprawa ma się w przypadku kremu, ecru oraz beżu. Czuję się w nich świetnie, wyglądam nie najgorzej, a pasuje do nich praktycznie wszystko. Beżowa podstawa garderoby to jest…