Po godzinach,  Przemyślenia

Wrzesień jako początek, prawie jak wymiana kalendarza

 

Mimo iż koniec wakacji nie dotyka mnie osobiście, to każdego roku zauważam ten moment. W tym roku jest jakiś szczególny, bo huknął burzami, wichurami oraz gwałtownym spadkiem temperatury. Od rana chodzę w dresie z kubkiem gorącej wody, aby się rozgrzać. Z największym kubkiem na dodatek. Wyglądam przez okno na szaro-bury świat i umęczone balkonowe kwiaty po wspomnianej burzy już rozgrzana gorącą wodą i… czuję pokój w sercu, czuję zadowolenie, czuję radość.

 

Mimo iż jestem potwornie zmęczona, mimo iż praca nuży mnie i męczy podwójnie, mimo iż jesteśmy nadal przed urlopem, a ostatnie tygodnie i miesiące to sznur zmian w moim życiu, to czuję się dobrze. Nie, żeby mi aktualna aura pasowała – ja z tych ciepłolubnych przypominam :). Jednak, gdy zajrzę do swojego wnętrza to czuję, że jest dobrze, że wszystko wskakuje tam gdzie wskoczyć powinno i jest tak… zwyczajnie dobrze. Bez fanfarów i fajerwerków, pokazów pirotechnicznych, a właśnie dobrze w codziennej zwyczajności. I za tę codzienność mówię: dziękuję!

To lato obfituje, tak nadal obfituje – przypominam iż do jesieni jeszcze troszkę, w czas z ludźmi. W spotkania, wypady, odwiedziny oraz pogaduchy. Jest niesamowicie nasycony ludźmi, choć mieliśmy też momenty z Mr Hubby, w których mogliśmy pobyć tak sami, sami – we dwójkę. Mimo to ja uwielbiam ludzi wokół siebie, uwielbiam gości i spotkania. Jednym z moich marzeń było, by nasze drzwi nie zamykały się. Tak właśnie jest i jest to dla mnie niesamowite doświadczenie. Wczoraj mój Mąż wyszedł z domu na trzy godziny, w czasie których wisiałam na telefonie. Myślałam, że spędzę wolną chwilę w łazience i zrobię sobie domowe SPA, jednak nie było na to przestrzeni. Trzy długie rozmowy telefoniczne, jedna po drugiej. Wszystkie ważne. Wszystkie istotne. Miód na moje serce!

 

Lato obfituje w dobrodziejstwa kulinarne i co rusz zachwycam się cudami jakie można stworzyć z darów natury. Wysyp owoców, warzyw i talerze pełne kolorów, to coś wspaniałego! Przez ostatnie miesiące jedliśmy wyjątkowo dobrze i mam za to w sercu mega radość i wdzięczność. Uwielbiam biesiadować, uwielbiam ucztować, bo to wiąże się z dobrymi rozmowami oraz… ludźmi. Bliskimi ludźmi. To niesamowita radość.

 

Lato przyniosło dzięki Mr Hubby spełnienie mojego wieloletniego marzenia, jakim było spotkanie z alpaką. Pierwszy raz zobaczyłam te urocze zwierzaki lata, lata temu oglądając serial. Od tego czasu wielokrotnie marzyło mi się zobaczyć alpakę na żywo. Pierdoła, pewnie. Tym bardziej miło, że Mr Hubby postarał się o spacer z alpakami.
Jadąc na spotkanie byłam przerażona, że… będą śmierdziały tak, że nie wytrzymam i tyle będzie z radości. Jednak alpaki pachną całkiem zacnie, choć pewnie większość powiedziałaby, że nie pachną w ogóle. Okazały się urocze, nienachalne i pluszowe. Tak, tak alpaka wygląda jak żywy pluszak! Wrócę tam, zdecydowanie.

Wrzesień na Wiśniowej to również rocznica naszego ślubu. W tym roku mamy nadzieję spędzić ją urlopując się i odpoczywając. Sytuacja ogólnopolska (no i światowa też) jest jaka jest, więc póki co planów zero, rezerwacji również i… zobaczymy co się uda. Wiadomo, że chcielibyśmy ciepły wypas (właśnie spojrzałam przez okno – brrr), jednak nie nastawiam się i nie upieram – zdaję na to co przyniesie najbliższy czas!

 

Mimo braku domowników rozpoczynających edukację czy nowy rozdział w swoim życiu, siedzi mi w głowie i w sercu, że dla nas, dla naszej dwójki, to również początek nowego. Nowy sezon. I podtrzymuję, że nie ma w tym fanfarów i fajerwerków, nie ma pokazów pirotechnicznych. I bardzo dobrze. Stabilizacja wewnętrzna! To coś, co za mną chodziło od wielu miesięcy, a masa emocji nie pozwalała na nią. Teraz stabilizacja woła: dzień dobry. Witamy z przyjemnością! I znów, tak żebyście mnie dobrze zrozumieli, nie chodzi o nudę czy stagnację, bo ja nadal chcę, bo ja nadal pragnę ludzi dookoła i życia pełną piersią, czerpania z danego tutaj na tym świecie czasu, ile się da! Praca jedna i druga, pisanie bloga (ooo, no bo jak inaczej!), przyjaciele i rodzina i… (“a ostatni będą pierwszymi”) życie życiem do jakiego Bóg mnie powołał. Amen.

 

c.d.n.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *