Przemyślenia

Za co lubię rok 2018

 

Kilkadziesiąt godzin. Tyle dzieli nas od wkroczenia w nowy 2019 rok. Wejście w niego jest często okraszone różnie rozumianą dobrą zabawą, w gronie przyjaciół, z jedzonkiem a także podsumowaniami, wspomnieniami oraz życzeniami na ten kolejny, właśnie rozpoczynający się. 

Rok 2018 był dla mnie trudnym ale równocześnie przyjemnym rokiem. Wiele się działo, sporo nas z Mr Hubby spotkało, trochę decyzji zapadło i zmian z tym związanych rozpoczęło się, rozwinęło albo spaliło na panewce. Bo zdarzało się i tak. A co ważniejsze to zaczęłam dopuszczać do siebie możliwość, że nie wszystko musi być po mojemu. Niby takie banalne a całkiem serio pomaga, by łatwiej przechodzić przez trudności dnia codziennego oraz te dotyczące bardziej istotnych sfer życia.

 

To co szczególnie będę wspominać z mijającego 2018 roku…

 

Bogaty sezon wycieczkowy; jaka ta nasza Polska jest piękna!

Pojeździliśmy z Mr Hubby w tym roku. Pojeździliśmy sporo. Zbiegło to się z wymianą jednego z naszych samochodów. Konkretnie z wymianą mojego starego samochodu, pogardliwie nazywanego przez Mr Hubby “pokurczem”. Fakt, że największy to on nie był, a mąż najmniejszy nie jest, powodował, że nie mogli się dopasować.
O zmianie środka transportu rozmawialiśmy już kilka miesięcy, ale nie do końca chciało mi się wierzyć, że do tego dojdzie. Taka sobie gadania. Aż tu jednego dnia usłyszałam, że Mr Hubby znalazł piękny-wspaniały-idealny samochód dla mnie (tiaaa… 🙂 ). Okazja. Pomyślałam sobie: “dobra, dobra…  Od pomysłu do realizacji droga długa.”

Droga okazała się krótsza niż mi się wydawało, bo mąż przystąpił do realizacji. Moje stare cztery kółka sprzedał w 1,5 minuty! Dosłownie. Na dodatek miał zapasowego kupca, gdyby ten pierwszy się wycofał. Umowa spisywana na szybko, samochód opróżniany z bibelotów jeszcze szybciej, odjechał z parkingu. Z nowymi właścicielami, w tym z szczęśliwą osiemnastolatką, która dzierżyła świeże prawo jazdy w kieszeni.

Pokurcz, pokurcz. Pokurcz pokurczem a takie chodliwe się to okazało. Ironia losu :). Mąż szczęśliwy, ja troszkę mniej. Wizja poruszania się autobusami nie była najszczęśliwszą wizją. Praktykowałam ją od czasu do czasu, bardziej na zasadzie atrakcji dnia lub wycieczki krajoznawczej (miastoznawczej), ale żeby tak codziennie przez najbliższe dni… Tutaj wtrącił się w moje rozważania Mr Hubby, że przecież ta okazja cudowna na nas czeka a prozę życia codziennego, do czasu posiadania cuda, bierze na swoje barki. Okazja faktycznie czekała i właściwie załatwienie wszystkich formalności poszło sprawnie. Można było ruszać w trasę, a że piękna wiosna się zrobiła, to i okazja najlepsza z możliwych.

Sezon wycieczkowy był piękny, pogoda rozpieszczała, więc udało nam się zjechać kawał naszego kraju. Plany wyjazdu gdzieś dalej niestety spaliły na panewce, ale nie jest żal, bo udało nam się zobaczyć urocze miejsca naszego kraju.


Gdańsk/Piaski/Frombork/Lanckorona/Chorzów/Gdynia/Goczałkowice Zdrój

Karpacz/Duszniki Zdrój/Rzeszów/Kłodzko

Manicure hybrydowy i zestaw “do it yourself”

Uwielbiam zadbane dłonie i pomalowane paznokcie. Jakby nie było są wizytówką kobiety a powiedzenie to wcale nie jest pustym frazesem i wiele osób zwraca uwagę na to.

Manicure hybrydowy odkryłam dawno temu i zakochałam się w nim, bo to niesamowita wygoda. Pięknie się utrzymuje do dwóch tygodni a czas ten jest maksymalny, by nie dopuścić do nieestetycznego odrostu. Wszystko zależy od tempa wzrostu paznokci. Moje rosną dość szybko i co półtora, dwa tygodnie mam potrzebę odświeżyć manicure.

Przez jakiś czas robiłam manicure hybrydowy u jednej zaprzyjaźnionej kosmetyczki, później u drugiej. Czas dojazdu, czas zrobienia paznokci oraz dodatkowe minuty spędzane na rozmowach, powodowały, że potrzebowałam sporo czasu, by cieszyć się pięknymi paznokciami.

Pół roku temu moja przyjaciółka zdradziła mi sekret swoich zadbanych paznokci i kryjący się za tym własny zestaw do robienia paznokci hybrydowych. Początkowo byłam niechętna do samodzielnego robienia paznokci, bo to część kosmetyki, której nigdy nie lubiłam i nie czułam się w niej dobrze. Jednak plusy (głównie możliwość zrobienia paznokci w każdej wolnej chwili) przeważyły i również stałam się posiadaczką zestawu do robienia paznokci hybrydowych. Dzięki temu, że mój gust co do lakierów jest raczej konserwatywny i lubuję się paznokciach typu nude, wystarcza mi jeden lakier oraz zestaw drobnych cyrkonii do drobnych zdobień.

Doprecyzowanie własnego stylu

Teoretycznie od lat wiedziałam co lubię i w czym czuję się dobrze, a także w czym dobrze wyglądam. Do ideału, wizualnego również, sporo mi brakuje i trzeba cieszyć się tym, co jest. Już jakiś czas temu zamieniłam to co krzykliwe i z pierwszych stron gazet, na to co klasyczne i dopasowane do figury i typu urody. Brakowało przysłowiowego szlifu ale myślę, że obecny rok, pomógł mi go znaleźć i wprowadzić w życie.

Uwielbiam nosić sukienki. Od święta, na imprezy i tak zwane okazje, ale również na co dzień do pracy. Bazą są sukienki czarne, bo to szybka i pewna opcja, by dobrze wyglądać. W zależności od potrzeb można je zestawić z trampkami/szpilkami lub kozakami. Założyć do tego drobną, skromną biżuterię lub taką bogatszą, bardziej kolorową. To świetna opcja, gdy brak czasu, by rozkminiać inne opcje. A dobrze dobrana, dopasowana czarna sukienka, wygląda świetnie na każdej z nas. Na każdej!

Konkretna baza kolorystyczna, która dobrze ze sobą wygląda. Dzięki temu łatwo jest dopasować do siebie poszczególne elementy garderoby. Tak jak wyżej wspomniałam, lubię czerń oraz: beże, szarości, kremy. W tych kolorach mam zdecydowaną większą część garderoby i na nich bazuję. Kolory te świetnie wyglądają połączone ze sobą ale są również dobrym tłem dla bardziej odważnych kolorów i dodatków – różu, błękitu, czerwieni, brązu, fioletu, zieleni.

Uwielbiam biel, ale niestety nie jest to mój kolor i najzwyczajniej źle w niej wyglądam. Dlatego noszę sporadycznie i raczej w sezonie letnim, gdy jestem choć lekko opalona i nie zlewam się z nią… z bielą.

Dobrej jakości ciuchy bazowe: sukienki, bluzki, spodnie (w tym dżinsy), swetry. Do tego klasyczny płaszcz, kurtka. Skórzane obuwie i torebki. Piękna, dobrze dobrana (!) bielizna. Kolorowe dodatki, dzięki którym w łatwy i niedrogi sposób można zmodyfikować swoje stylizacje.

 

Dopieszczanie gniazdka

Drobne zmiany, ulepszenia oraz skupienie się na ociepleniu wnętrza spowodowały, że jeszcze bardziej polubiłam Wiśniową. Najbardziej spektakularne było przemalowanie fioletowej ściany w dużym pokoju na kolor chałwy i dopasowanie i okraszenie tego dodatkami: zasłonami, kocami, poduszkami. Mimo mojej długoletniej miłości do koloru fioletowego, odcień farby, jakim pomalowaliśmy ścianę, był okropny. Po dużym remoncie nie miałam serca prosić męża o ponowne przemalowanie jej i postanowiłam wytrzymać trochę. Z tego trochę zrobiły się 3 lata, więc nie miałam wyrzutów sumienia, by prosić Mr Hubby o delikatne zmiany.

Poza przemalowaniem ściany, w naszym mieszkaniu pojawiły się ozdoby nad łóżkiem w sypialni, nowe szafki na buty, czarna ozdobna krata w kuchni. Poza tym może światełek, świec oraz nowi zieloni towarzysze.

Mieszkanie nabrało ogłady, optycznie się powiększyło ale co dla mnie jest najbardziej istotne, jest bardzo przytulne i wygodne. Mimo, że mogłabym się odnaleźć w większej ilości metrów, to Wiśniowa jest na chwilę obecną idealna. I z tego jestem dumna.

 

Odpuściłam, przede wszystkim sobie

Napięte terminy, wyśrubowane zadania, zapięcie wszystkiego na ostatni guzik… A do tego napięte ciało, zesztywniałe mięśnie, niemożność wysypiania się i efektywnego relaksu. Zmęczenie, przemęczenie, które objawiło się sporą ilością momentów, gdy moja ciało mówiło dość. Ścięło mnie z nóg i to dosłownie, dość spektakularnie. Organizm nie mógł się bronić przed tym co mu fundowałam i próbował chronić mnie przed samą sobą. Pamiętam tegoroczną wiosnę i brak sił, aby wstać z łóżka i dojść do łazienki. Wtedy powiedziałam dość i zaczęłam dbać o siebie. Dbać i odpuszczać. Nie da się tego zmienić ot tak, w ciągu tygodnia czy miesiąca. Jest to proces, który trwa i niestety musi trwać. Jeśli całe życie skupiona byłam na tym co muszę oraz jak podnieść sobie poprzeczkę, by doskonalić się w każdej dziedzinie życia, to trzeba sporo pracy nad tym, by to zmienić.

Efekty widoczne są, więc myślę iż idę w dobrym kierunku. Mr Hubby potwierdza. A mi jest lepiej z samą sobą. Zrelaksowaną i rozluźnioną, pogodzoną z tym, że życie niesie czasem porażkę i nie jest to koniec świata.

Priorytety i przyjaciele, a głównie moje przyjaciółki

Czas spędzony z bliskimi osobami to najpiękniejsze momenty tego roku. Wspólne wyjścia, kawy, obiady a także wyjazdy, święta to coś czego nie da się zmierzyć ani policzyć. To czas bezcenny i prawdziwa inwestycja w przyszłość. Głębokie relacje, jakich doświadczam, to najbardziej niesamowita rzecz jaka mnie w życiu spotkała. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam tak głębokich więzi z ludźmi, jak w naszej obecnej grupie przyjaciół. Jest to grupa wyjątkowa, bo scala nas ten sam sposób myślenia oraz pragnienia, zaszczepione w każdym z osobna przez Boga. I to jest mój priorytet, który przeniosę również na przyszły rok.

 

www.yasminsmell.pl

Spełnienie marzenia i stworzenie przez Mr Hubby mojego małego miejsca, gdzie mogę pisać. Mówiłam o tym już dość długo, ale to On wziął sprawy we własne ręce i oprócz wyboru nazwy domeny, ogarnął cały majdan z postawieniem bloga i przygotowaniem go do prowadzenia. Własna przestrzeń, wymagająca ale i sprawiająca masę radości.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *