moje słodkie ty, kochanie
Nie-macierzyństwo,  Po godzinach,  Przemyślenia

Moje słodkie ty, kochanie…

 

Dzień za dniem leci i zleciało nam pięć lat małżeństwa. No prawie, bo zleci za kilka dni. Pięć lat jak z bicza trzasnął… Pięć lat. Sześćdziesiąt miesięcy. To spory okres czasu i wiele przez ten czas się podziało. Wiele szczęścia i spełnionych marzeń, oczekiwań, ale i łez, płaczu oraz smutnych dni. Myślę, że te plusy z minusami przeplatały się zgrabnie przez ten czas, kształtując nas na ludzi, którymi obecnie jesteśmy. Czy przez ten okres zmieniliśmy się? Ogromnie. Czy zmieniały nas głównie minusy? Zdecydowanie, bo właśnie taka jest natura ludzka. Dopóki wszystko idzie po naszej myśli, to nie zaglądamy wgłęb siebie, nie analizujemy i nie wyciągamy wniosków z kolejnych lekcji, które przynosi nam życie. Moje słodkie ty, kochanie… czy mogę nazwać cię minusem? No, nie zdecydowanie nie.

Byliśmy jedną z tych par, które marzyło o powiększeniu rodziny od samiutkiego początku. Marzyło nam się wrócić z podróży poślubnej już we trójkę, z niby nieplanowanym nadBagażem ekstra. Rzeczywistość weryfikowała nas z niepowodzeniem miesiąc po miesiącu. Jeden po drugim. Gdy zdałam sobie sprawę, że pięć lat jest tożsame z sześćdziesięcioma miesiącami, to z wrażenia aż sobie usiadłam! Niemożliwe, pomyślałam. A jednak, matematyka nie kłamie! Gdy zderzasz się z niepowodzeniem miesiąc po miesiącu, to tak naprawdę co miesiąc wydaje Ci się, że zaczynasz batalię, tę swoją walkę na nowo. Poprzednią zapominasz, zostawiasz za grubymi drzwiami, za które nie zaglądasz o ile nie musisz. Pary mierzące się z niepłodnością regularnie zaczynają “życie na nowo”, “życie na nowy cykl”, bo inaczej zwariowałyby z powodu pętlącego się czasu, a przez to narastających niepowodzeń!

Moje słodkie ty, kochanie… już tyle na ciebie czekaliśmy, że częściowo w tym czekaniu ugrzęźliśmy i zrobiło się ono naszą normą i życiem codziennym. Moje słodkie ty, kochanie tak jak czekaliśmy na ciebie sześćdziesiąt miesięcy temu, tak czekamy i teraz, aż się pojawisz. Czekamy wytrwale, uparcie. Już nie ci sami, co wtedy na początku tej drogi, jednak bogatsi w doświadczenia tego czasu. W zmiany, które w nas zaszły, w zmiany, które między nami zaszły.

Przeorani, jednak silniejsi. Doceniający się nawzajem na poziomie, którego kiedyś nie umiałam sobie wyobrazić. Cieszący się z rzeczy, które kiedyś mijaliśmy bez zbędnej refleksji. Cieszący się sobą oraz czasem, jaki dostaliśmy, by razem wzrastać i uczyć się od siebie. Czerpać i dawać. Efekt? Jesteśmy bardziej gotowi na ciebie niż kiedykolwiek byliśmy. A nigdy do tej pory nie miałam tak wielkiego pokoju w sercu, że w końcu się pojawisz, a my zawołamy: “nareszcie, nie śpieszyło ci się bobasie!”. Dlatego chcę, żebyś moje słodkie ty, kochanie wiedział, że trwamy i nadal czekamy. Wyczekujemy i to chyba odpowiedniejsze słowo. Bo w tym oczekiwaniu jesteśmy każdego dnia. Często wyobrażamy sobie jak to będzie, gdy wreszcie się pojawisz i jak zmieni się nasza rzeczywistość i codzienność. Myślimy czym chcemy się z tobą dzielić, a przed czym cię chronić. Gdzie marzy nam się cię zabrać i jakie cuda tego świata pokazać. Które wartości przekazać i z kim zapoznać jako pierwszym. Wiesz, masa jest tego.

Mimo tego, wiedz że dbamy też o siebie i o to co dzieje się wokół nas. Zagarniamy czas dla siebie, który wyrywamy z zabieganej codzienności i delektujemy się nim ponad miarę, ponad stan. Tak myślimy, że piąta rocznica ślubu to czas wyjątkowo dobry na to świętowanie i celebrację. Nieśmiałe plany na ten czas buchają w moim sercu, bo tak mi się chce, tak bardzo pragnę. Jeszcze kilka dni, byśmy zobaczyli czy uda się nam to urzeczywistnić i wprowadzić w życie.

Nie znam daty, nie znam czasu, w którym się pojawisz. Mam za to wiarę, nadzieję i miłość w sercu. Cierpliwość również, bo po takim czasie ciężko jej nie mieć… a ja nie planowałam nigdy być cierpliwa, nie planowałam w tym się rozwijać. A jednak… widać było mi to potrzebne i doszkalam się, szlifuję… i nigdy nie powiem, że jest to łatwa droga, wysłana różami. Jest trudna, bolesna i pełna niezrozumienia ludzi dookoła. Dlatego marzy mi się spotykać z takimi parami jak nasza, by wesprzeć i pocieszyć. Pobyć, tak prostu, nawet w milczeniu. Pokazać co pomogło nam i nie mam tutaj na myśli co pomogło biologicznie czy medycznie, a co pomogło nam ukoić serce, umysł i odnaleźć w tej sytuacji siebie i swoje miejsce na świecie. Mamy świadomość upływającego czasu. Mamy świadomość iż liczba nierozwiązanych zagadek nie zmalała. Jednak to nic. Mamy wiarę, nadzieję i miłość w sercu. Pokój duszy. Nabywamy cierpliwość. Masę pomysłów oraz marzeń. Gotowość na poświęcenia.

 

Moje słodkie ty, kochanie… nie wiem ile ci jeszcze zejdzie, aby pojawić się na naszym świecie, ale tak między wierszami to nawet cię rozumiem. Wiem, że obecnie jesteś w miejscu, w którym dobrze się bawisz i miło spędzasz czas. Może bawisz się w chowanego i całkiem nieźle się ukryłeś? Moje słodkie ty, kochanie – nic nie szkodzi, czekamy… jesteśmy już  w tym zaprawieni!

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *