Przemyślenia

Nie jestem robotem i czasem totalnie nawalam

 

Choćbym się wściekała i złościła, choćbym tupała nóżkami i wrzeszczała ile pary w płucach, to pewnych rzeczy nie przeskoczę. Mam piękny planer założony tylko i wyłącznie na potrzeby bloga, pięknie rozpisany i całkiem zacnie zaplanowany. I co z tego? Mija właśnie dziewiąty dzień jak leżę poskładana w łóżku i nic, dosłownie nic nie byłam w stanie wprowadzić w życie. Misternie utkany plan rozsypał się jak szklana bombka, co w okresie posiadania przeze mnie kota, była dla niej (bo to kotka była) największą atrakcją i tłukła je w drobny, mega drobny mak. Tyle zostało z moich planów a ja okazałam się nie być robotem…

 

Niby wiem, że robotem nie jestem. Niby wiem, że nie wszystko muszę. Ostatnie lata nauczyły mnie nie robić nic ponad własne siły. A w głębi serca czuję żal, że nie zawsze jestem w stanie zrealizować wszystko, co sobie zaplanowałam. W końcu nie zaplanowałam nic złego, nic zdrożnego – ot, pracę sobie zaplanowałam… posty dla Ciebie zaplanowałam. dobre posty, wartościowe. A tutaj cisza ciszę popycha i niewiele się dzieje.

Wiem, że czekacie na posty. Wiem, że kulinaria już Wam zbrzydły i chcecie posty bardziej od serca, bardziej szczere i dogłębne. Obiecuję, że będą. A wracając do kulinarii to w sumie była Wasza “wina”, bo takie były życzenia instagramowe… więc ten… chyba najgorzej nie wyszło… szanuję Wasze zdanie, lubię wiedzieć o czym chcecie czytać, co lubicie i dzięki jakim postom jesteście tutaj nadal. To ma dla mnie spore znaczenie!

Wirusowe zapalenie dróg oddechowych pokonało tlącego się jeszcze we mnie robota. Nie zawsze daję z siebie wszystko, a to dlatego, że nie wyrabiam. Fizycznie. Nawet w tej chwili piszę te słowa leżąc w łóżku, pod kołdrą i pledzikiem, bo trzepie mną okrutnie. Biorę na klatę, że tekst tego wpisu najbardziej lotny nie będzie. Myślę, że zrozumiesz i mi wybaczysz. Nie zawsze wszystko się da. Mimo szczerych chęci.

 

Jednak jednym muszę się pochwalić. Udało mi się, mimo tego wirusa, rozpocząć z Wami wyzwanie wyrabiania nawyku codziennego picia wody. I trwam w nim, choć nie wiem na ile jest to miarodajne, jak tkwię po uszy w chorobie. Ale jeśli robiłabym to dla choć jednej osoby, to warto! A wiem, że jest przynajmniej kilka, które wyrabiają w sobie nawyk razem ze mną. Więc cisnę dalej – dla siebie, Ciebie i nas wszystkich. Fajnie tak w kupie! Fajnie razem! Dzięki za to 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *