-
przedWiosenne wyzwanie – tajemnicze OCM i mycie twarzy olejami
Uwielbiam wszelkiego rodzaju nowinki kosmetyczne. Zarówno te technologiczne, laboratoryjne, jak i mające korzenie w idei powrotu do korzeni i korzystania z tego, co naturalne. Ta ostatnia opcja to zdecydowanie moja bajka! Mycie twarzy olejami to żadna nowość, a powrót do tego, jak kiedyś kobiety dbały o swoją cerę. Metoda została ukryta pod wdzięczną nazwą OCM, będącą skrótem angielskiej nazwy: Oil Cleansing Method. I tak właściwie to tyle, jeśli chodzi o nowość. Reszta jest już prosta, naturalna i łatwo dostępna. Poszarzała skóra po zimie, zmaltretowana zmianami temperatury, suchym powietrzem w mieszkaniu oraz brakiem słońca woła o pomoc. Prócz regularnej pielęgnacji, tej codziennej, jak i typowo wiosennej, postanowiłam wypróbować metodę oczyszczania…
-
Okiem w stronę wiosny – zieleń gdzie jesteś? Póki co w szklance.
Druga połowa lutego, piękne słońce i kilkustopniowa temperatura w plusie to już oczekiwanie na wiosnę. Mimo iż zima okrutna w tym roku nie była, to po okresie przełomu roku i styczniowym, gdy zrobiło się ładniej, ciało chce. Psychika chce. Cała ja chcę wiosny. Moje oczy mają niedobór zielonego – soczystego, tętniącego życiem. I myślę iż nie tylko oczy, a ciało całe. Szczególnie po chorobie, która przeorała mnie niemiłosiernie. Od jakiś dwóch miesięcy wprowadziłam na naszej diety regularne picie zielonych koktajli i smoothie. Najbardziej smakują nam te mocno owocowe, ale owoce to cukier i przesadzać nie wolno, szczególnie popołudniami i wieczorami, gdyż organizm nie ma czasu, by je spalić. Najbardziej…
-
Rzeczowo i konkretnie – jak się za to zabrać?
Rzeczowo i konkretnie. Jak się za to zabrać? Co zrobić gdy nie wychodzi? Wiedzy internetowej jest w tym temacie mnóstwo, ale wiem iż są sytuacje, że każda wskazówka “może coś dać”. Każdy punkt widzenia jest punktem odniesienia, a często i… zaczepienia. Kiedyś już pisałam, że wiem niewiele, ale tym co wiem, to dzielę się z chęcią. To o czym piszę to wiedza praktyczna – nie poparta wiedzą medyczną a doświadczeniem. Tym czego sama z moim mężem doświadczyłam. Nie jest łatwo o tym pisać, ale jedna wiadomość mówiąca, iż jest taka potrzeba, wystarcza! Jak się za to zabrać – z doświadczeń własnych – opisane poniżej wskazówki nie są wiedzą…
-
Coś o miłości… tej na co dzień, a nie (tylko) 14 lutego
Walentynki, walentynki. Święto zakochanych? Czy może Noc Kupały, noc świętojańska? Kiedy, kiedy świętujemy? Jakoś to sztuczne święto do mnie nie przemawia. Zdecydowanie bardziej wolę tę codziennie okazywaną sobie miłość. W drobiazgach. Kubku podanej herbaty z miodem. W odśnieżonym i zagrzanym zimą aucie. Wzroku pełnym dumy, gdy zrealizuję postawiony sobie cel. Delikatnym uśmiechu, gdy ujrzę męża z kwiatami bez okazji. Drobiazgi. Czy na pewno? A może to jest sedno miłości? Okazywanie jej sobie na co dzień. Jedyne co do mnie przemawia w tym dniu, to fakt iż bardzo lubimy z Mr Hubby świętować i celebrować wspólny czas. Każdą ważną dla nas okazję celebrujemy jedzonkiem lub wypadem, a przede…
-
A miało być tak pięknie… przykro mi kurczaku – do gara. Rosół drobiowy.
Ostatni, dumny wpis “Cześć luty” i słowa “idzie luty, podkuj buty” oraz podtył brzmiący “nie dam się zimie” odbiły mi się czkawką… W myśl powiedzenia „Człowiek myśli, Pan Bóg kreśli”. Poszło nie tak. Wszystko poszło nie tak. Poskładało mnie jak sto pięćdziesiąt w zaledwie trzy godziny. Dlatego dzisiaj powstał wpis “wiwat rosół drobiowy”! W zeszłym tygodniu, we wtorek wyszłam, jak co dzień, z domu do pracy. Zdrowa. W pracy z godziny na godzinę, z minuty na minutę słabłam, co manifestowało się głośnym kaszlem i subtelnymi kroplami potu na czole. Wystarczyły trzy godziny i czułam się jak dętka. Podpierałam podbródek o biurko i ostatkiem sił wyszkrobałam najbardziej potrzebne maile. I zwiałam. Zwinna…
-
Cześć luty!
Cześć luty! “Idzie luty, podkuj buty”? Luty vel sieczeń vel strąpacz. Dwa ostatnie określenia to dawne nazwy drugiego miesiąca roku. Miesiąc totalnie zimowy, dla części województw feryjny, a przede wszystkim zimny i biały. Rozpoczynająca się w grudniu zima jest ozdobiona bombkami i choinkowymi światełkami. Dalsza styczniowa to rozpęd noworocznych postanowień/marzeń i rozgrzewki przed tym, co dany rok przyniesie. Z kolei marcowa zima widnieje marzanną w 3/4 miesiąca i płynącą z głębi serca nadzieją na zielone. Zostaje ten nieszczęsny luty i mimo swoich, tylko, 28 dni (w porywach 29) ciągnie mi się niemiłosiernie. To chyba najmniej lubiany przeze mnie miesiąc. Ferii od dawna nie mam, na nartach od lat nie…